
Praktycznie od razu po pojawieniu się pierwszych AI: tych piszących, jak i tworzących obrazy, pojawiły się głosy strachu i sprzeciwu. Strachu przed utratą pracy i zarobków, ale również sprzeciwu przed wykorzystaniem czyichś prac do trenowania AI. Teraz kilku znanych amerykańskich autorów zdecydowało się powiedzieć “nie” narzędziom generującym tekst i złożyło pozew.
Co przeskrobało AI?
Trzech amerykańskich pisarzy postanowiło pozwać dwie firmy dostarczające rozwiązania AI za potencjalne naruszenie praw autorskich. Sarah Silverman, Christopher Golden i Richard Kadrey pozwali Meta i OpenAI za wykorzystanie ich dzieł do trenowania Llamy i ChatuGPT.
Dowód na obecność ich dzieł w bazie danych AI jest wyjątkowo prosty. W pozwie autorzy udowadniają, że oba AI zapytane odpowiednim promptem o streszczenie ich książek, wywiążą się z zadania. Co ciekawe: żaden z botów nie potrafi odtworzyć informacji o prawach autorskich, które są obecne w opublikowanych pracach.
Co dokładnie zarzucane jest pozwanym? To, że treści stworzone przez poszkodowanych zostały użyte bez ich zgody, a także kilka innych zarzutów dotyczących między innymi zaniedbań, bezpodstawnego wzbogacenia i nieuczciwej konkurencji. Oczekiwania? Standardowo: odszkodowanie i zwrot utraconych zysków.
Co to oznacza dla AI? Ciężko na ten moment ferować wyroki, ale na pewno będzie to bardzo interesująca sprawa do obserwacji, która potencjalnie może odcisnąć spore piętno na normach prawnych i kształtowaniu przyszłości sztucznej inteligencji. Tylko czy ten rozwój da się w ogóle zatrzymać?
Jak informowaliśmy Was już jakiś czas temu, na świeczniku artystów znalazły się modele Stable Diffusion i Midjourney — je również pozwano za wykorzystanie do treningu AI dzieł bez zgody ich autorów, ale w ich przypadku chodziło nie o tekst, a obrazy i grafiki. To kolejna ważna sprawa, którą warto mieć na oku.
Czy czeka nas era zamkniętego Internetu?
To, że prawo nie nadąża za technologią, jest czymś kompletnie normalnym, co w świecie rzeczywistym przerabialiśmy przykładowo na hulajnogach elektrycznych w tkance miejskiej. Temat praw autorskich potrafi być jeszcze bardziej zagmatwany. Z jednej strony panuje prosta zasada: nie możesz użyć czyichś dzieł, bez zgody tej osoby, koniec kropka. Z drugiej strony mnóstwo treści jest dostępnych publicznie w Internecie, a trenowanie AI jest czymś relatywnie nowym.
Tutaj sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ powieści wymienionych autorów nie były dostępne w internecie legalnie za ich zgodą. Pojawiły się tam wrzucone nielegalnie, a następnie były rozprowadzane za pomocą torrentów i stron, na które lepiej nie wchodzić. To właśnie w którymś z tych źródeł musiały zostać przeczesane przez scrappery AI.
Ostatni raz ten temat na łamach TechPolska.pl pojawił się w piątek. Informując o tym, że Threads ma już miliony użytkowników, pisaliśmy, że aplikacja nie zadebiutowała w Europie właśnie z powodu niedopasowania do unijnych przepisów. W podobnej sytuacji znalazło się Google ze swoim AI Bard. Gigant technologiczny czeka na uchwalenie nowych praw dotyczących AI, żeby mieć pewność, że ich program będzie z nimi zgodny.
OpenAI się na razie upiekło, w tym sensie, że byli pierwsi i mogli przeczesać cały Internet, zanim strony zaczęły się przed tym bronić. Czy skuteczna obrona przed postępem jest właściwie możliwa? Ciężko powiedzieć. Z całą pewnością można natomiast stwierdzić, że odbędzie się to bez korzyści dla internautów, co już da się zaobserwować. W końcu Elon znowu to zrobił, wprowadzając zmiany, które zablokowały dostęp na Twitterze dla niezalogowanych użytkowników.
WARTO PRZECZYTAĆ:





