Za każdym razem, kiedy pojawiała się nowa informacja na temat Pokemon Sword i Shield, zapał graczy zdawał się gasnąć. Nowa generacja kieszonkowych potworków nie wydawała się szczególnie zachęcająca, a gwóźdź do trumny wbiła informacja, że w grze po raz pierwszy w historii serii nie będzie dostępny globalny Pokedex.
W końcu nadeszła premiera i pozwoliła zweryfikować, czy kierowane w stronę twórców gry głosy krytyki są zasadne. Odpowiedź jest bardziej skomplikowana, niż można by się spodziewać.
Bitwy Pokemon na boiskach
Za tą zmianę twórców można szczerze pochwalić. W Sword i Shield walki rozgrywają się bowiem na arenach przypominających boiska piłkarskie – i to naprawdę dobrze działa. Trybuny wypełnione są publicznością, która dopinguje zawodników i reaguje na ich działania. Wraz z postępem walki coraz bardziej atmosferyczna staje się także muzyka.
Widzimy, jak nasi trenerzy stoją za swoimi podopiecznymi i obserwują walkę, a także używają Pokeballi do przyzywania ich z powrotem i wprowadzania na plan boju nowych. Czego tu chcieć więcej?
Graficznie jednak nie tak źle
Już jakiś czas temu krążyło po sieci zdjęcie, które spowodowało zrzucenie na deweloperów przysłowiowego wiadra pomyj. Gdyby sugerować się tylko nim, można by bez wahania powiedzieć, że grafika w nowych Pokemonach to poziom PS2 i koło Breath of The Wild czy niektórych innych gier na Switcha to ona nawet nie stała.
Na szczęście jednak okazało się, że w rzeczywistości jest dużo lepiej. Wciąż szczęka nikomu na widok tej grafiki nie opadnie (ani z zachwytu, ani z obrzydzenia), ale też nie ma powodów do gromkiej krytyki.
Momentami gra wygląda wręcz bardzo ładnie, momentami – zupełnie przeciętnie. Nie ma jednak aż takiej katastrofy, jak można by się spodziewać po zobaczeniu tego pierwszego niefortunnego zdjęcia.
Gra jest dłuższa, niż chodziły plotki
Krążyły plotki, że Pokemon Sword/Shield będzie można ukończyć w nawet 15 godzin. Nie da się ukryć, że byłoby to mocno rozczarowujące.
Oczywiście, inne części serii można było ukończyć bardzo szybko, jeśli się wiedziało jak i działało z zamiarem jak najszybszego dotarcia do końca. Jeśli jednak grało się metodycznie i normalnym tempem, to gry starczały na ogrom godzin zabawy.
Tak też jest i tym razem. Plotka o 15 godzinach gameplay’u okazała się mocno przesadzona. Porównując odczucia wielu różnych graczy (ponieważ wiadomo, że jedna osoba przejdzie szybciej, a druga wolniej, więc trzeba bazować na większej próbce) można oszacować, że średnia ilość czasu potrzebna do przejścia Pokemon Sword lub Shield bez zbytniego pośpiechu to około 40 godzin.
Może nie jest to liczba powalająca, ale znacznie większa niż rzekome 15 godzin.
Czy Pokemony wreszcie stały się grą dla dzieci?
Wśród niektórych graczy, ale przede wszystkim innych środowisk, panowała obiegowa opinia, że seria Pokemon jest serią gier dla dzieci. Najnowsza część niewiele zrobiła, żeby tą opinię uciszyć, a wręcz przeciwnie.
Powiedzmy sobie jasno: Pokemon Sword i Shield nie sprawiłyby wyzwania prawdopodobnie nawet czterolatkowi. Co prawda już w Sun i Moon znacznie uproszczono całą ścieżkę gry, tak, aby nikt się przypadkiem nie zgubił i każdy był sobie w stanie poradzić, ale nie aż tak bardzo jak teraz.
Wcześniejsze części nie były może grami, z którymi przeciętny gracz miałby jakikolwiek problem, ale też nie obrażały inteligencji grających.
Sword i Shield za to już prowadzi gracza przez całą rozgrywkę kurczowo trzymając za rękę. Jak zwykle możliwie jest zwiedzanie dość sporych lokacji, ale nie ma możliwości się w nich zgubić, bo są banalnie proste i stworzone przy minimalnym wysiłku. Eksploracja już praktycznie nie istnieje. Nie da się napotkać żadnych ciekawych poukrywanych sekretów, misji pobocznych czy lokacji.
Fabuła w Pokemonach nigdy nie była na pierwszym miejscu, ale przynajmniej jakaś była – tutaj w zasadzie jej nie ma, a jak już, to po zakończeniu gry… przez kilka minut.
Co z gry wycięto?
Jak już wspomniano na początku, sporo zamieszania wywołało niezaimplementowanie globalnego Pokedexu. Co oznacza to w praktyce? Tym razem nie da się „złapać ich wszystkich”, do dyspozycji graczy są jedynie Pokemony z regionu Galar.
Czego jeszcze nie spotkamy w Pokemon Sword i Shield? Mega-ewolucji i Z-Moves, a także po raz kolejny HM-ów. Tak jest – na drodze gracza nie stoją już żadne przeszkody, więc po co mu jakieś HM-y? Jest co prawda możliwość szybkiego transportu, ale gracze otrzymują ją bardzo szybko i nie muszą na nią w żaden sposób zapracować.
Co z kolei z gry wycięto, ale jest to zmianą pozytywną? Pozbyto się tutorialu. Nie całkowicie i jeśli chcemy, to oczywiście możemy przez niego przejść. Jest jednak wreszcie możliwość jego pominięcia, co może wielu fanów ucieszyć. Często gry z serii Pokemon przechodzi się nie raz ani nie dwa, a wtedy na sam jego widok może już podnosić się ciśnienie, więc jest to zdecydowanie zmiana na lepsze.
Zmiana odnośnie sposobu napotykania na dzikie Pokemony jednych może ucieszyć, innych niekoniecznie, ciężko więc ją jednoznacznie ocenić. W Shield i Sword pojedynki z dzikimi Pokemonami działają dokładnie na tej samej zasadzie, co w Let’s Go Eevee i Pikachu. Stworki pojawiają się koło nas, a jeśli nie chcemy z nimi walczyć, możemy je po prostu ominąć.
Pokemon Sword i Shield – podsumowanie
Pokemony to wciąż Pokemony i nie da się ukryć, że sprawiają dużo radości.
Przede wszystkim walki dają niesamowitą ilość frajdy i są bardzo klimatyczne, a o to przecież głównie w grach z serii Pokemon chodzi.
Są oczywiście pewne rzeczy na które można narzekać, jak na przykład to, że grę uczyniono do bólu łatwą. Wielu mocno uwiera też chociażby wspomniany już brak globalnego Pokedexu.
Mimo wszystko jednak fani serii powinni być zadowoleni i dobrze spędzić te czterdzieści kilka godzin. Świadczy o tym chociażby fakt, że Pokemon Sword i Shield łącznie stało się już najszybciej sprzedającymi Pokemonami w historii – dotychczas sprzedano ponad 6 milionów kopii.
Jeśli nie jesteście jeszcze pewni, czy Sword lub Shield to Pokemony dla was, być może pomoże wam podjąć decyzję poniższy trailer:
WARTO PRZECZYTAĆ: