Chociaż gry open world stanowią chyba większość aktualnie wychodzących gier AAA, to jednak ze świecą szukać tytułu, który postanowił połączyć sprawną eksplorację z zabijaniem zombie. A przynajmniej nikomu nie udało się osiągnąć sukcesu, jakim był Dying Light polskiego studia Techland. Gra była niespodziewanym powiewem świeżości zarówno w branży gier open world, jak i w dziedzinie walki z nieumarłymi.

Po pierwsze – nacisk nie był kładziony na likwidowanie na przeciwników, a na to, w jaki sposób się to robiło. Po drugie: eksploracja bardzo różniła się od podobnych gier – postawiono na mobilność. To sprawiło, że można było do rozgrywki podejść w kompletnie nowy sposób. Po sukcesie pierwszej części kwestią czasu stworzenie kontynuacji.

Ta została wydana w lutym. Dying Light 2: Stay Human to wciąż gra akcji z widokiem z pierwszej osoby, wydana na PC oraz konsole. Zwycięskiego składu się nie zmienia, więc Techland nie porwał się na rewolucje w mechanice rozgrywki, a raczej na ewolucję i rozwój, a także dodanie dużej ilości contentu. Bardzo dużej ilości contentu. Ale po kolei.

Dying Light 2: klisza o zombie

W Dying Light 2 wcielamy się w postać Aidena, który przybywa do europejskiego miasta Villedor, aby odnaleźć siostrę Mię. Aiden razem z siostrą byli w przeszłości poddawani eksperymentom przez naukowców, którzy przebywają w mieście. Z odnalezieniem ich wiąże swoje nadzieje na spotkanie z siostrą. Z racji tego, że jest nowy, musi najpierw zdobyć zaufanie mieszkańców miasta. W tym celu wykonujemy dla nich zadania i gra się toczy. Nie ma się co okłamywać – historia nie jest wybitna, a szczerze mówiąc, nie jest nawet dobra. Nie jest to wg mnie duży minus, ale tylko z tego powodu, że nie nastawiałem się na nic specjalnego.

Techland potraktował fabułę tylko jako pretekst do wysłania gracza w świat i nauczenia go mechanik. Ciężko jednak nie odnieść wrażenia, że mogło być lepiej. Wiele postaci NPC jest wykreowanych naprawdę ciekawie, niestety brakuje czegoś, co by te elementy spoiło. Nie pomaga w tym postać głównego bohatera, która nie wybija się ponad standardowe klisze z filmów czy gier akcji. Nawet wybory, których możemy czasem dokonywać, nie sprawiają wrażenia jakby miały na coś wpływ.

W mieście poznamy dwie frakcję: ogrodników i strażników. Wybór jednej z nich nie ma większego wpływu na cokolwiek więc lepiej korzystać ze znajomości z obiema stronami. Budowanie zaufania z pierwszymi otwiera więcej możliwości poruszania się po świecie, natomiast praca ze strażnikami odblokowuje więcej arsenału. Świat (czyli miasto) został wykreowany dużo ciekawiej niż przedstawiona historia. Rozmiar miasta robi wrażenie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę dbałość o szczegóły.

Całe miasto jest przystosowane pod dostępne w grze sposoby jego przemierzania, nie ma żadnych zapomnianych plam, nie odnosi się wrażenia, że teren jest sztucznie “napompowany” i nic w nim nie ma, jak często jest w grach Ubisoftu.

Dying Light 2: Stay Human

Nie mieszaj logiki do gry o zombie

Rozwój postaci jest dosyć powolny. Punkty do odblokowania kolejnych skilli wpadają niezbyt szybko, więc trzeba się poważnie zastanowić, w co inwestować i co się może przydać. Dzięki temu, że gra też się nie spieszy, powinniśmy mieć już wystarczająco doświadczenia, żeby docenić wybór i faktycznie odczuć upgrade. W trakcie głównej fabuły nie uda nam się wymaksować wszystkich skilli, co jeszcze bardziej podkreśla wagę wyboru.

Podobnie jest z dostępem do broni – pierwsze godziny spędzimy z bronią do walki wręcz. Na dostęp do ciekawszych rzeczy, naprawdę musimy sobie zapracować! Warto tu wspomnieć, że bronie mogą mieć różne statystyki i bonusy. Mowa tu o tak oryginalnych efektach, jak np. podpalenie po uderzeniu. Ciężko powiedzieć co sprawia, że mobek zostaje podpalony od uderzenia młotem, ale hej! Nie mieszajmy w grę o zombie logiki, tak jest lepiej.

Walka jednak nie ogranicza się do używania broni. Poważną rolę odgrywa parkour, który również można używać do likwidacji zombie. W tej kategorii twórcy wyjątkowo popuścili wodzę fantazji. Wdeptanie gnijących mózgów zombie w podłoże jest równie satysfakcjonujące, jak zabójstwa chwały z nowego Dooma. “Przejażdżka” na ciele potwora i wbicie go w ziemię ma efekt “wow” wciskający w fotel. Wykopywanie trupów z dachów budynków nigdy nie było tak ciekawe. Nigdy.

Parkour!

Parkour zasługuje tu na osobny opis. Jest to na pewno umiejętność, która wymaga nie tylko skill pointów, ale też zwykłego ogarnięcia i wyczucia. Jednak gdy po kilku godzinach coś “zaskoczy”, sprawia to niesamowitą satysfakcję. W pewnym momencie gry otrzymamy dostęp do paralotni i grappling hooka. Od tej chwili przemierzania miasta jest prawie równie przyjemne, jak bujanie się Spidermanem na sieci. Prawie, pająk gra w swojej lidze.

No dobrze, ale jakie w Dying Light 2 właściwie czekają na nas atrakcje? Wiadomo, na pierwszy plan wysuwa się pokonywanie kolejnych zombiaków. Tych jest standardowy zestaw: typ szybki jako mięso armatnie, typ powolny, który jest tankiem, plujące bestie itp. Za dnia nie stanowią one wielkiej przeszkody, aczkolwiek podobnie jak w poprzedniej części zabawa zaczyna się razem z zapadnięciem zmroku. Wtedy wychodzą z ukrycia dużo silniejsze potwory, które tylko czekają, aż gracz popełni błąd i pozwoli się zlokalizować. Wszyscy wrogowie są szybsi, silniejsi i wprost groźniejsi.

Jakby akcja w nocy była za mało dynamiczna, dodatkowym utrudnieniem jest czas, po którego upływie, nasza postać również zmieni się w zombie. Jest to oczywiście sensownie wyjaśnione w grze. Wykonywanie zadań w nocy wiąże się ze zwiększonymi nagrodami, a co ciekawe: twórcy nie zapomnieli o tym, że skoro na noc zombie wychodzą z kryjówek, tzn. że można w miarę nieniepokojonym te budynki przejrzeć.

Dying Light 2: Stay Human

Miasto sekretów

Poza walką i wykonywaniem questów mamy dostęp do całej gamy sandboxowych aktywności: minigierki, wyzwania, łamigłówki i inne. Przykładów tu jest wiele, np. zabijanie zombie w określony sposób (zrzucanie ich z dachu itp.), “rozwiązywanie” wieżowców – łamigłówek czy wyzwania zręcznościowe. Wspomniane łamigłówki polegają na pociągnięciu kabla do kontaktu, żeby przywrócić prąd. Kabel nie rozciąga się jak w innych grach, trzeba więc trochę pokombinować, aby znaleźć drogę, dzięki której przewód sięgnie celu. “Rozwiązane” bloki przekazujemy we władanie wybranej frakcji, za bonusy wspomniane wcześniej. Często przy okazji eksploracji możemy odkryć prawdziwe sekrety, jak np. broń… pozwalającą na strzelanie z palca. 

Na uwagę zasługuje tryb co op. Maksymalnie w cztery osoby można bawić się w chyba wszystkie (a na pewno zdecydowaną większość) atrakcji, jakie mamy w grze, wliczając w to misje fabularne. Gra pamięta o tym, żeby dostosować poziom trudności pod ilość zawodników, żeby uniknąć nieporozumień, każda osoba ma swój własny loot, a postępy zostają przypisane do indywidualnych plików zapisu. Wszystko tak jak powinno być!

Dying Light 2: Stay Human – podsumowanie

Dying Light 2: Stay Human to doprawdy świetny open world. Gra jest bardzo żywa i dynamiczna, eksploracja daje dużo frajdy, parkour zaimplementowany w sposób przemyślany i płynnie pasujący do poruszania się. Włączenie go do mechanik walki sprawia, że możemy do niej podchodzić na wiele sposobów, często nieobecnych u konkurencji. Wszystko łączy się w zgrabną całość i powoduje co chwila uśmiech na twarzy i satysfakcję z kolejnych osiągnięć. Wszystko to jest uzupełnione przez udźwiękowienie, którego nie sposób nachwalić: przed zapadnięciem zmroku usłyszymy dzwony wzywające do powrotu oraz coraz głośniejsze “pomrukiwania” budzących się stworów. Włos się jeży!

Bardzo mi się podoba to, z jakim dystansem twórcy podchodzą do implementowania swoich szalonych pomysłów. Wiadomo, że w grze z zombie ciężko o realizm, więc nikt się nie przejmował tym, by dodać możliwość strzelania do nich… z palca. Takich easter eggów jest więcej, ale nie będę ich zdradzał. Zresztą najprawdopodobniej bardzo dużej części z nich nie znam. Twórcy przed premierą chwalili się, że gra ma contentu na 500 godzin. Szczerze mówiąc, jestem w stanie w to uwierzyć (sama fabuła to ok. 50h).

Mógłbym tak w samych superlatywach opowiadać długo, jednakże pora na małą łyżkę dziegciu. Gra niestety wyszła ze sporą ilością bugów. Co prawda jest to naprawiane z dnia na dzień, to jednak na ten moment wciąż możemy coś spotkać. Z tego powodu odejmuję pół punktu od oceny, chociaż z wielką chęcią go oddam, gdy wszystko zostanie połatane. Jest też sprawa słabej fabuły, aczkolwiek poważnie – Dying Light nie jest i nie miał być grą, od której powinniśmy oczekiwać bycia fabularnym arcydziełem. Moja ocena to 8,5/10. Nie jest to gra przełomowa, ale w pełni spełnia pokładane w niej nadzieję. W porównaniu do poprzedniczki faktycznie: jest więcej, szybciej i lepiej. Brawo Techland!

Zalety

  • Arsenał skilli w walce wręcz
  • Poruszanie się po mieście
  • Ilość atrakcji
  • Dystans

Wady

  • Historia jest co najwyżej taka sobie
  • Po premierze było sporo bugów

WARTO PRZECZYTAĆ:

giełdzie Nie tylko CD Projekt – którzy polscy producenci gier biją rekordy na giełdzie?
Niedawno gruchnęła wiadomość, że polski CD Projekt przegonił pod względem wartości francuski Ubisoft, znany m.in. z serii Assassin’s Creed czy WatchDogs, stając się tym samym
dying light 2 Poznaliśmy datę premiery Dying Light 2
Dying Light to udana produkcja polskiego studia Techland, która zadebiutowała w 2015 roku. W 2018 ogłoszono jej kontynuację, a teraz studio wreszcie postanowiło ujawnić oficjalną
dying light Ostatnia aktualizacja do Dying Light rozdaje za darmo Edycję Rozszerzoną
Dying Light, czyli pierwszoosobowa gra o zombie polskiego studia Techland, została bardzo ciepło przyjęta przez krytyków i graczy. Na tyle, że doczekała się sequela –
Udostępnij

Administrator

Nasza redakcja składa się z zapalonych pasjonatów gamingu i technologii. Każdy ma swoją niszę, dzięki czemu razem możemy zaproponować Wam szeroki przekrój eksperckich materiałów. Dzielimy się najświeższymi wiadomościami, recenzjami i poradami, aby nasi czytelnicy byli na bieżąco z tym, co najważniejsze w świecie techu i gier.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *