Uwierzylibyście, gdyby kiedyś ktoś powiedział, że osiemnastoletnia gra, jaką jest World of Warcraft, dostanie swój kolejny, dziewiąty dodatek? Tymczasem proszę: w grze event z okazji obchodzonej właśnie pełnoletności, a w perspektywie dwóch-trzech tygodni premiera kolejnego dużego dodatku!

Dzięki uprzejmości firmy Blizzard mogłem przetestować betę Dragonflight, więc czemu mogę się podzielić z wami swoimi wrażeniami z bety. Pamiętajcie jednak, że to beta, a nie wersja demo – pewne rzeczy mogą jeszcze ulec zmianie!

Pradawne zło przebudziło się…

Mając głęboko w pamięci wydarzenia z Shadowlands, możemy skupić się na nowych przygodach. Aczkolwiek nie od razu: fabularnie minęło dobrych kilka lat, postacie zamieszkujące Azeroth mogły w końcu znaleźć trochę czasu dla siebie i skupić się na budowaniu dalszej społeczności. Oczywiście w żaden sposób nie odczujemy tego w grze: w oczekiwaniu na samolot do Dragon Isles powiedzą nam o tym NPC. Dosłownie. Jedną z pierwszych kwestii, która usłyszycie, będzie: “Minęło kilka lat od wydarzeń z Shadowlands…” To tyle, jeśli chodzi o nastrój.

Nie lepiej jest z główną fabułą dodatku: ta jak zwykle jest mocno sztampowa. Obudziło się jakieś pradawne zło, więc musimy udać się na nowy kontynent, gdzie zrobimy coś, co ma nam pomóc je zwalczyć. Nie spodziewałem się wiele, ale mniej oryginalnie się chyba nie dało. Szczególnie że tym “czymś” ma być odzyskanie przez smocze aspekty swoich utraconych kilka dodatków temu mocy (przy okazji walki z Deathwingiem w Cataclysmie). Wtedy to smoki “przekazywały” ochronę świata młodszym (grywalnym) rasom. Jak widać, scenarzyści nie wytrzymali za długo i było trzeba uzasadnić jakoś, czemu smoki wróciły.

czarne smoki

Dużo przyjemniej jest w pomniejszych wątkach, co poniekąd również jest “jak zwykle”. W trakcie wbijania kolejnych poziomów będziecie mogli uświadczyć historię Wrathiona walczącego o odbudowanie czarnych smoków. Niekoniecznie jednak to właśnie on zostanie ich liderem, gdyż pojawią się postacie znane fanom całego Warcraftowego lore. Bardzo przyjemnie jest przedstawiona historia nowej rasy: Drakthyr. Do tego jednak dojdziemy.

Dragon Isles

Oczywiście nowy dodatek to nowy level cap. Tym razem do gry na maksymalnym poziomie musicie wbić ich 10, aż do 70. Idzie to dosyć sprawnie. Kolejność przechodzenia lokacji jest znowu wyznaczona na sztywno, ale ma to związek z fabułą. Kończąc pierwszą lokację miałem już zdrowo powyżej 63 levelu, a robiłem tylko zadania fabularne. Expienie zdecydowanie idzie sprawniej i nie jest tak rozbite, jak w Shadowlands.

Expienie kolejnych altów ma być przyjemniejsze, na styl tego z poprzedniego dodatku. Niestety nie mogłem tego wypróbować tego w becie. Nie spodziewajcie się rewolucji w zadaniach do wykonania: to standardowe przynieś X, znajdź Y, zabij Z.

Smocze wyspy są absolutnie przepiękne. Nie wiem, czy kiedykolwiek można było mieć zarzut do grafików Blizzarda, ale co dodatek jestem w absolutnym szoku, jak udało im się podciągnąć grafikę. Tym razem nowy efekt wow został osiągnięty dzięki wydłużeniu view distance, co sprawia, że ta wyglądają na bardziej żywe i nie znikają w sztucznej mgle.

wow

Małym problemem jest sama kreacja ukształtowania geograficznego terenu. Jest to wyraźnie zrobione z dragonridingiem w myśli, czyli jest sporo wysokich przewyższeń, które są potrzebne do tego, żeby nasz smok mógł komfortowo wystartować. Do latania na smokach też jeszcze wrócimy.

Podobnie nie można nic zarzucić dungeonom. Może poza tym, że jest ich trochę mało, ale przynajmniej dla mnie dungeonów jest zawsze mało. Tych jest osiem, z czego cztery możemy odwiedzić podczas levelowania. Siedem z nich jest kompletnie nowych, jeden to znany z classica Uldaman, który został odnowiony na potrzeby najnowszego dodatku. Oczywiście znajdzie się powód fabularny, dla którego tam wróciliśmy. Czymś, co przynajmniej od Shadowlands mnie zawsze koli w oczy jest to, że jest coraz więcej instancji, które są tylko wycinkiem świata, a to sprawia, że tracą na oryginalności.

Co nowego czeka na nas w WoW-ie?

Dragonriding – latanie w Dragonflight!

dragonriding

Nowy dodatek to nie tylko nowe przygody i nowe rajdy. To przede wszystkim nowe systemy i sposoby na grę. Chyba największą nowością (a na pewno najbardziej reklamowaną) jest dragonriding, czyli latanie na smoku. Czym się to różni od normalnych latających mountów w WoW-ie? Specjalne smocze wierzchowce mają swój osobny pasek umiejętności, zasób do wykorzystania i drzewko talentów. Dodane zostały specjalne animacje i fizyka: pikując, nabieramy prędkości, którą wytracamy, lecąc do góry.

Jak to się prezentuje w praktyce? Szczerze mówiąc… nie jestem zachwycony. Przede wszystkim nie jest to zamiennik “normalnego” latania. Smok, żeby sensownie wystartował, musi ruszać ze wzniesienia. Można pomóc sobie skillem, który nas “podrzuci” do góry, ale to sprawia, że zużywamy zasób. Bez używania umiejętności i zużywania zasobów nie polatamy jednak za dużo. Smok się po prostu zmęczy… i zacznie opadać.

Smokom można dopasowywać i zmieniać wygląd. Na start dostajemy cztery modele smoków, które możemy modyfikować wedle uznania. Robimy to przez menu podobne do tworzenia postaci, co już samo w sobie sprawia, że nie jest to mocno wygodne. W dodatku większość opcji jest tak po prostu zablokowana i służy jako marchewka na kiju do dalszej gry. “Części” smoków można odblokować, robiąc rozmaity content w grze. Za najtrudniejsze achievementy dostaniemy specjalne części, czyli modele dla szpanu przed innymi graczami. Pojawia się tylko pytanie: jak długo graczom będzie chciało się używać tego rodzaju mountów?

Smocze latanie oferuje swój rodzaj contentu: są to wyścigi na specjalnie przygotowanych trasach. W WoW-ie oznacza to tyle, że przelatujecie smokiem między kółkami na mapie. Jest dynamicznie i miło, ale prawda jest taka, że jest to wybitnie jednorazowy content, który się zrobi raz dla odhaczenia i nigdy tam nie wróci.

Normalnie latanie jest oczywiście wyłączone, tak jak w poprzednich dodatkach, więc długimi momentami będzie trzeba się zmuszać do używania smoczego latania. Zresztą jak już Blizzard się na coś nastawi, to potem nie ma odwrotu. Już drugi dungeon wykorzystuje smocze latanie jako mechanikę, więc obstawiam, że w jakimś rajdzie też się to znajdzie. Nie użyjecie też żadnego z około setki dotychczas zdobytych smoków. Bo nie.

nowy dodatek

Żeby nie było tak negatywnie: bardzo mi się podoba animacja wsiadania na smoczego wierzchowca: ta jest kompletnie nowa. W czasie gdy castujemy “wchodzenie” na mounta, ten do nas podlatuje, a nasza postać płynnie na niego wskakuje. Boskie. Całkiem miło znajduje się też w świecie przeróżne znajdźki, które są umieszczone w miejscach, które musimy dosięgnąć smokiem. Te służa za punkty talentów, więc gdy tylko będziecie mieli do dyspozycji cały świat, możecie wyzbierać wszystkie i sprawić, żeby latanie było trochę przyjemniejsze.

Drakthyr i Evoker – nowa rasa i klasa postaci w Dragonflight

Drugą dużą nowością w Dragonflight jest nowa klasa i rasa postaci. Drakthyr to smokopodobna rasa, stworzona tysiące lat wcześniej przez samego Nelthariona (bardziej znanego pod imieniem Deathwing). Z jakiegoś powodu byli uśpieni aż dotąd i wybudzili się wraz z wybudzeniem całości Smoczych Wysp.

drakthyr

Czemu tak się stało? Jaka tajemnica się za tym kryje? Tego dowiecie się wraz z rozwijającą się fabułą. Chociaż całość jest niewątpliwie kolejną kliszą i mocno wytartym motywem fantasy, to sposób przedstawienia i wprowadzenia nowej rasy bardzo mi się podoba. Dobrą kliszę też trzeba umieć zrobić. Klimatu dodaje fakt, że Drakthyr budzą się w świecie “po” Deathwingu, nie mając o tym pojęcia.

Nowa rasa posiada naprawdę dużo opcji pod względem wyboru wyglądu. Tak jednak musiało się stać, ponieważ na Drakthyr nie widać wielu itemów i powszechnie dostępne opcje wyglądu ich omijają. Podobnie jak prawdziwe smoki, mogą też przybrać bardziej humanoidalną formę… problem jest taki, że jedyną formą jest opcja człekopodobna. A uczy nas tego smok, zmieniający się w Taurena.

Ciężko tego nie odebrać jako uciętej opcji. Po co gra pozwala nam “wybrać”, skoro nie mamy wyboru? Coś jest zdecydowanie na rzeczy. Podobnie zresztą jest kombinacją ras i klas. Czemu Drakthyr mogą być tylko evokerami? Tego nie wie nikt, nie ma to najmniejszego sensu. Nie występuje żadna przeszkoda fabularna, jak było z demon hunterami. Najpewniej zostanie to dodane w następnym dodatku jako wielki promo-feature.

Jak się gra Evokerem? Bardzo przyjemnie! Evoker to jakby połączenie castera z combo-punktami lub runami. Z jednej strony castujemy swoje “zwykłe” spelle, ale dzięki runom możemy co jakiś czas użyć potężniejszych opcji. Do kompletu dostajemy też pierwsze w grze skille ładowane: przytrzymując przycisk, ładujemy czar, który będzie potężniejszy, im więcej czasu spędzimy na przygotowaniu go.

Niektóre skille atakujące można też wykorzystać do leczenia, co też na swój sposób jest oryginalne. Dodatkowo evoker daje grupie nowy rodzaj buffa – zmniejszenie dla wszystkich czasu odnowienia umiejętności mobilnych. Jest też kolejną klasą z Bloodlustem. Jestem pewien, że nowa klasa znajdzie wielu fanów, osobiście sam nie mogę się doczekać, aż nią zagram. To nastąpi już niedługo, ponieważ nowa klasa będzie dostępna na dwa tygodnie przed premierą dodatku!

Zmiany w systemach: talenty i profesje w Dragonflight

Doczekaliśmy się też (w końcu!) zmian w systemie talentów. Talenty wróciły do postaci drzewek, tylko tym razem drzewka są dwa: jedno to ogólny zbiór talentów dla danej klasy, a drugie to drzewko dotyczące tylko wybranej specjalizacji. Zaczynając od 10. poziomu postaci, dostajemy co level jeden talent, na zmianę do jednego z drzewek.

Ma to gigantyczne znaczenie – dzięki temu expienie postaci staje się dużo przyjemniejsze. Teraz (znowu!) co każdy poziom dostajemy talent, który widocznie zwiększa naszą moc. Pojawiają się obawy, że na maksymalnym poziomie postaci drzewka znów nie będą miały żadnego znaczenia, bo prawidłowy build skopiujemy z internetu. Pewnie tak będzie, ale nie to jest to tak naprawdę problem – talenty to przede wszystkim nagroda za wbijanie kolejnych poziomów, a nie system stworzony do endgame.

expienie

Crafting doczekał się bardzo dużych zmian. Po pierwsze: dodane zostaną work orders. Na czym to polega? Jeśli masz materiały, możesz zlecić przez dom aukcyjny, aby ktoś ci zrobił item. Nie wiemy niestety jeszcze, jak to działa, ponieważ nie zostało to zaprezentowane w becie. Drugą zmianą jest dodanie do tworzenia przedmiotów systemu inspiracji. Inspiracja to procentowa szansa na stworzenie lepszego przedmiotu. Działa to też w drugą stronę – używając lepszych i droższych materiałów, możemy dostać gorszy przedmiot, jeśli nie będziecie mieć wystarczająco inspiracji.

Wyczuwam na kilometr system znany z gier pay to win, gdzie tworzenie dobrych przedmiotów to często nic więcej jak loteria. Ciężko po becie powiedzieć, czy tak dokładnie będzie w tym przypadku, ale warto mieć na to oko.

Czy w nowym dodatku do WoW będzie w ogóle co robić?

To być może najważniejsza kwestia. Gry MMO nie obejdą się bez aktywności, które przyciągną graczy. Na pierwszy rzut oka jest standardowo. WoW Dragonflight to:

  • Nowy level cap.
  • Nowe dungeony.
  • Nowe rajdy.
  • Nowy kontynent.
  • Nowe rasa i klasa postaci.
  • Dragonriding.

Czego brakuje? Aktywności, która sprawiłaby, że gracz chciałby się logować do WoW-a codziennie. Nie ma czegoś na kształt Torghast lub Island expeditions. Blizzard też w końcu odpuścił systemy “borrowed power”: nie musimy grindować mocy broni, poziomów Heart of Azeroth lub animy.

Co w takim razie mamy robić? Nic. Dodatek jest zachwalany jako przyjazny dla gry wieloma postaciami. Dzięki temu, że nie będziemy zmuszeni do długiej gry jedną postacią, będzie można poświęcić ten czas na alty.

grafika

Mnie to się podoba: jako fan rajdów nie byłem zadowolony z całego grindu, który był potrzebny, jeśli chciałem być lepszy w swoim ulubionym rodzaju gry. Wielu to potwierdzi. Nie wszyscy gracze lubią to samo i to sprawia, że mam pewne obawy. Może się okazać, że Dragonflight nie zaoferuje wystarczająco, żeby przykuć graczy na dłużej.

Pamiętacie world questy? W nowym dodatku te questy są raz na tydzień. To bardzo duża zmiana.

Wrażenia z bety WoW Dragonflight – podsumowanie

Czy WoW: Dragonflight to dobry dodatek? Ciężko to określić jednoznacznie: wyraźnie ma elementy, które niekoniecznie zostaną dobrze odebrane. Myślę, że dobrym podsumowaniem jest następujące stwierdzenie: mnie beta przekonała do tego, żeby kupić dodatek i grać od premiery. Ostatnim dodatkiem, który kupiłem na premierę, był WoD, ale wtedy jeszcze poważnie rajdowałem. W każdy następny dodatek grałem już później, a Shadowlandsy odwiedziłem dopiero dwa miesiące temu, gdy były rozdawane za darmo.

WoW Dragonflight

Co mi się najbardziej podoba w nowym dodatku, a na co powinniśmy uważać?

Plusy

  • Przepiękny nowy kontynent
  • System talentów
  • Świetna nowa klasa postaci
  • Brak wszechobecnego grindu

Minusy

  • Latanie na smokach to co najwyżej gimmick
  • Wątpliwej jakości zmiany w craftingu
  • Możliwy brak contentu na maksymalnym levelu

WARTO PRZECZYTAĆ:

wow classic W ostatnim miesiącu zbanowano ponad 70 tysięcy kont w WOW: Classic
Boty, cheaty i innego typu oszustwa to chleb powszedni w grach sieciowych. Niektórzy twórcy próbują mniej lub bardziej skutecznie z nimi walczyć, inni – wywieszają
Kolejne prezenty w WoW-ie!
Blizzard nie przestaje zaskakiwać swoich fanów! Chociaż już przy dropach z okazji premiery dodatku Dragonflight do World of Warcraft zapowiedział drugą turę na 13 grudnia,
wow dragonflight WoW: Dragonflight za darmo!
Chociaż nie minął nawet miesiąc od premiery najnowszego dodatku do World of Warcraft, Blizzard już pozwala na wypróbowanie swojej najnowszej produkcji. Od teraz do 2
Udostępnij

Na co dzień zajmuję się organizacją konkursu łazików marsjańskich, żeby wieczorami móc oddać się graniu. Lubię klimaty post-apo, jeździć na woodstock i preferuję PvE od PvP. Posiadam komplet smoczych kul. Odwiedź mnie na Twitchu: https://www.twitch.tv/grokoko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *